Ktoś zastukał: "Puk ! Puk ! Puk !"
Patrzę, a to smutne "q",
które do mnie tak powiada:
"Panie pisarz, czy jest rada,
by ołówki oraz pióra,
długopisy, klawiatura
korzystały z kształtów mych,
dużo częściej ? Doradź mi !
Aha, no i jeszcze jedno,
gdybyś mnie, literkę biedną,
bo pisaną bardzo rzadko,
jakbym była jakąś gratką,
cóż ... postawił gdzieś na czele !
Czy ja proszę o zbyt wiele ?!
Wymyśl coś, choć jedno słowo !"
Pokiwałem na to głową.
Pomyślałem: "Ze słownika
rzeczywiście to wynika,
że "q" może być tak strute,
no bo cierpi wciąż na nudę.
Oj, bidula, biedne "q" !
Trzeba zaraz pomóc mu."
I zaczęła moja głowa
składać, sklejać, majsterkować.
Choć pomysłów była cała,
choć się omal nie przegrzała,
no to słówek, tych na "q"
wymyśliłem zero, null.
Sam zrobiłem się ciut struty.
Pomyślałem: "Włożę buty
by na spacer pójść z mą głową.
W lesie znajdę jakieś słowo,
i to szybko, i to w lot.
Muszę tylko przejść przez płot."
Wlazłem więc między sztachety.
Wtedy czołem, jejku (!), rety (!),
uderzyłem mocno (!) w dechę
i wybuchłem głośnym ... śmiechem,
bo mi pomysł wpadł do głowy
na wyraz dwuliterowy:
Z przodu ma "q". Z tyłu "l"
Osiągnąłem wreszcie cel !
Tak to przez mej głowy ból
powstał wyraz, czyli "ql".
PS. Jeśli zatem lubisz "q"
i chcesz dać robotę mu,
to bądź w dechę, to bądź ql.