Tak trzydziesty czerwca dzień
mruczy w duchu: "A to leń.
Gdzie on znowu się pałęta,
ten łobuziak oraz menda.
Ja tu z nerwów już się pocę
i od zmysłów wciąż odchodzę
i się męczę strasznie tak.
Jego nie ma ! Wciaż go brak !
I choć ledwo, ledwo zipię
powiem zaraz o tym lipie.
On jest bowiem jej kolegą.
Może sposób ma na niego."
I poprosił: "Zrób coś lipa,
bo jak nie, to będzie wsypa."
Nagle lipą zapachniało.
Tego właśnie brakowało.
Na ten zapach, właśnie nań,
wnet przyleciał lipiec - drań.