Kiedy słonko w maju grzało,
dwóch koleżków się wybrało,
czyli Janek oraz Grzesiek,
na spacerek, gdzieś po lesie.
Nagle jeden z tych kolegów,
tuż przy lasu samym brzegu,
rzekł tak: "Wiesz co, Grzesiek, raju (!),
przy zaroślach, tu na skraju,
wujek w grudniu, daję słowo,
widział panią bażantową.
Chciałbym spotkać ową panią.
Zawołajmy zatem na nią.
Nie wiem tylko, doradź mi,
na nią woła się "cip, cip" ?"
Na ten pomysł odparł Grzesiek:
"Lepiej być cichutko w lesie,
no i także tu na skraju,
przy tych krzakach, głównie w maju,
gdy bażanty młode mają,
bo się w maju rozmnażają.
Krzykiem swoim, daję słowo,
spłoszysz panią bażantową.
Może być tak, że odleci
i nie wróci do swych dzieci."
Janek rzekł do Grzesia tak:
"Dobra stary. Cicho sza."
Gdy minęły trzy miesiące,
znów znaleźli się na łące.
Mieli tam dopiero gratkę.
Bażancicę ze swym stadkiem !