Witaminki

SUPERABSTYNENCI

SUPERABSTYNENCI

W restauracji "Marzyciele"

siedział mak i gadał z chmielem.

Opowiadał tenże mak,

historyjkę właśnie tak:


Pewne słodkie winogronko,

patrząc na wesołe słonko,

miało chandrę wręcz okrutną.


Tak myślało sobie smutno:

"Już mówiono mi w przedszkolu,

ile zła jest w alkoholu,

i uczono także w szkole,

aby walczyć z alkoholem.

Myślę o nim więc ze wstrętem,

no bo jestem abstynentem.

Więc ja prędzej chyba zginę,

niż zostanę jakimś winem !"


Pomyślało wtedy tak:

"Czas opuścić winny krzak."


Ile zatem siły miało,

szybko z krzaczka dyla dało.

Chociaż beczki i butelki,

urządziły pościg wielki,

i choć słano w tajemnicy

listy gończe po winnicy,

choć nagroda była słona,

nie złapano winogrona.


Gdy minęło lato całe,

winogrono napotkałem,

opalone i szczuplutkie,

uśmiechnięte, wesolutkie.

I od razu, już na starcie,

zapytałem się otwarcie:

"Co tam słychać abstynencie ?"

Powiedziało mi z przejęciem:

"To jest chyba oczywiste.

W końcu mam sumienie czyste.

Żyję sobie całkiem miło, 

chociaż zmarszczek mi przybyło

- rzekło robiąc słodką minkę -

jestem teraz ja ... rodzynkiem."

Kiedy skończył mówić mak,

to do chmielu rzekł on tak:

" I co powiesz drogi chmielu ?

Co ty na to przyjacielu ?"


Chmiel powiedział gorzko tak:

"To jest chyba jakiś znak.

Powiem ci to całkiem skrycie.

Zawsze chciałem zmienić życie.

I to zrobię ! Się odważę !

Skończę pracę dziś w browarze.

Nie ma zresztą co tu skrywać.

Już nie będę robił piwa.

Niech zatrudnią sobie miętę.

Ja zostaje abstynentem.

Dosyć już robienia pianki !!!"


I choć kufle oraz szklanki,

jęły błagać głośno: "Chmielu,

zostań z nami przyjacielu !",

chociaż browar, całkiem stary,

rzekł do chmiela: "Nie do wiary !

Robisz chmielu duży błąd !

Trafisz za to wnet przed sąd !!!".

Choć piwosze, tak to było (!),

chcieli chmiel zatrzymać siłą,

to on jednak refleks miał

i z browaru szybko zwiał.


Wkrótce zaczął życie nowe,

również i to zawodowe.

Głośno o nim było wkoło,

gdy pracował jako ... zioło.


A w dodatku tak się składa, 

że pasował do sąsiada.

Lecz nim nie był wcale kminek.

Tym sąsiadem był ... rodzynek.


I tak żył rodzynek z chmielem,

dwaj dobrani przyjaciele,

przeszczęśliwi, wniebowzięci,

obaj superabstynenci.